Czyli koniec lata na sztokholmskiej wsi. Przyjęty z aplauzem. Nawet M się cieszy, że ma w końcu czym oddychać. Bo noce były nie do wytrzymania. Pod lekką kołdrą, z gorącym Szwedem u boku, wprost pod dachem starej kamienicy, niedowierzając że bliżej nam do koła podbiegunowego niż zwrotnika raka, umierałam.
Ale dziś deszczzzzz! Ha! Pytanie tylko, czy żółta trawa w parku w magiczny sposób stanie się zielona? Bardzo chciałabym.
onsdag 11 juni 2008
Prenumerera på:
Kommentarer till inlägget (Atom)
Inga kommentarer:
Skicka en kommentar