Zaleta ostatnich tygodni ciązy późną wiosną w Skandynawii: co najmniej dwukrotna wycieczka w nocy do toalety wiąze się z doświadczeniem niekończącego się dnia. Około 2 nad ranem nad Sztokholmem wstaje słońce, które dopiero co zdązyło zajść za horyzont. Zachody słońca są płytkie, słońce czai się nisko, niewidoczne - ale już za sekundę tak. Co ciekawe, wychowani w takich warunkach Szwedzi równiez na ten temat rozmawiają, na nich równiez działa magia białych nocy, nie mogą spać, snują się po mieszkaniach jak duchy, wychodzą na balkony, wdychają chłodne powietrze przeziębiając sobie pęcherze.
Pamiętam pierwszą wiosnę w Szwecji, spacery o 3 nad ranem i zdziwienie, że może być tak chłodno i tak jasno jednocześnie. Teraz, po pięciu latach zycia tutaj wiem, ze nigdy nie chcę do tego przywyknąć, ze zawsze chcę czekać na maj, jego jasność i to cudowne przekonanie, ze wszystkich miejsc na świecie tutaj właśnie warto być na wiosnę.
Dziś przed pójściem spać ustawie aparat na statywie i sfotografuję co widać z okien. Mam nadzieję, że nie rozczaruje się zdjęciem na ekranie komputera następnego dnia - być może niesłychana uroda tego widoku jest produktem mojej zaspanej wyobraźni, buszujących w moich żyłach hormonów i krótkowzroczności.
onsdag 27 maj 2009
Prenumerera på:
Kommentarer till inlägget (Atom)
Inga kommentarer:
Skicka en kommentar