lördag 9 februari 2008

O sztuce bycia M

Mój stan ducha najlepiej odzwierciedla wczorajsza lunchową w porze rozmowa z drogą A, która zaniepokojona moim nieodzywactwem zadzwoniła do mnie z samego Madritu :). A: Nie odzywasz się, umarłaś? Ja: Nieeee, tylko widzisz, jestem zajęta. Właśnie zaczynam pierwszy tydzień w pracy bez szefa... A: Ale dziś jest piątek!!!

No tak. Ale dziś jest sobota, nawet słońce pojawiło się łaskawie nad Sztokholmem na chwil kilka. Wieczorne plany przewidują przyjemny obiad w gronie innych imigrantek, miło.

No i jeśli chodzi o imigrantki, to docieram do końca ciekawej książki Andrzeja Olkiewicza, szwedzko - polskiego dziennikarza, który zwiał z Polski w roku 1957, jak sam pisze, w poszukiwaniu przygód, i od tego czasu żyje bliżej lub dalej, ale poza krajem urodzenia. Swoje przemyślenia zebrał w wydanej niedawno książce pt. Konsten att vara invandrare (O sztuce bycia imigrantem). Ciekawe, jak bardzo typowe i uniwersalne są przeżycia ludzi, którzy emigrują, w zasadzie niezależnie od przyczyn dla których to robią. Myślimy i czujemy tak naprawdę to samo. Mamy poczucie wykluczenia, wrażenie, że tam, skąd pochodzimy, ludzie są hojniejsi i mają lepsze serca, dzielimy kłopoty językowe (niezależnie od stopnia opanowania języka), chodzimy źli i sfrustrowani i szukamy kontaktu z podobnymi sobie (dlatego mój dzisiejszy obiad z dziewczynami z kursu szwedzkiego).

Ale jednak coś jest inaczej w moim życiu imigranckim. Chodzi o to, że wciąż jestem tą samą osobą. Jestem nią niezależnie od kraju, w którym mieszkam. Przecież biorę siebie z sobą zawsze. Otoczenie ma na mnie wpływ, ale mam wrażenie, że jednak dość umiarkowany. Wciąż nie piję mleka, lubię czystą łazienkę i te same osoby. Wycieczka w alternatywną rzeczywistość nie jest możliwa, więc nie wiem, jaką osobą byłabym, gdybym nigdy nie wyjechała. Ale mam bardzo głębokie przekonanie, że byłabym taka sama.

Poza tym i tu i tam, tak samo nie chce mi się wstawać rano, biegnę do pracy i nie zastanawiam się szczególnie nad szwedzkością chodnika, który śmiga pod moimi stopami.

I jeszcze jedna ciekawa rzecz. Podobno część osób, potencjalnych kandydatów do wyprowadzki z kraju urodzenia nigdy tego nie robi, jeśli w swoim kraju wiążą się z imigrantem. W książce opisywany jest przypadek Fina pochodzenia szwedzkiego, który podjął decyzję o wyjeździe ze Skandynawii, gdyż nie czuł się u siebie ani w Szwecji, ani w Finlandii. Nie wyjechał, bo tuż przed przeprowadzką poznał Hiszpankę: "To ona jest moją emigracją".

Wygląda więc na to, że uratowałam L przed życiem na mgllistych przedmieściach Londynu.

Inga kommentarer: