onsdag 22 oktober 2008

Razem

Podsłuchane w saunie godzinę temu, jedna dwudziestolatka do drugiej:
- Wiesz, byłam w weekend w tym kolektywie, w którym mieszka moja mama. Bardzo fajnie. Akurat była sobota, więc wszyscy się kąpali. Poszliśmy nad jezioro i do wody. Nie było zimno, w końcu jest dopiero październik. Później poszliśmy razem do sauny i było rewelacyjnie.

Masy Szwedów mieszkają w kolektywach. Każdy dostaje swoje mieszkanie/pokój i podpisuje kontrakt zobowiązujący do tylu i tylu godzin przy garnkach, z odkurzaczem i na doglądaniu wspólnych dzieciaków. Decyzje dotyczące wspólnych spraw podejmowane są demokratycznie. Istnieją kolektywy ekologiczne (znam pewnego przywódcę takiego kolektywu, podejrzewam, że istnieje w nim obowiązek golenia głów i zapuszczania bród przez mężczyzn i kto wie, czy nie również przez kobiety), kolektywy, w których zabronione są dzieci, lub takie, w których trzeba mieć ukończone 40 (60, 100) lat.

A dla chcących rozwinąć temat, polecam film Tillsammans, czyli Razem - o życiu w kolektywie w socjalistycznym i bajkowym roku 1975.

torsdag 16 oktober 2008

W dzien taki jak dziś chciałabym/On a day like today I would like to


Chciałabym spędzić dzień w łózku. Czytać kryminał, popijać lukrecjową herbatę i śmiać się, gdy L narzeka, że ma piasek na prześcieradle. Okropnie, chłodno pada dzisiaj deszcz.

***

Spend the day in bed. Read a detective story, drink licorice tea and laugh when L complains about sand on his sheets. It is raining hard and cold today.
A foto from Bangkok/z Bangkoku.

onsdag 15 oktober 2008

Biedna Blondinbella

To nie ja jestem ulubioną bloggerką Królestwa Szwecji. Jedną nią siedemnastoletnia panna, rozpuszczona Blondinbella, autorka największego (czyli najbardziej poczytnego) bloga w języku szwedzkim. Blondinbella ma 17 lat, chodzi do liceum i mieszka ze swoim chłopakiem, który na fali popularności bloga swojej dziewczyny również próbuje pisać. Blondinbella w chwilach wolnych od nauki zajmuje się prowadzeniem kilku firm, piciem latte w okolich raju dla podobnych sobie blondinszwedek, czyli Stureplan (piaskownicy sztokholmczyków z dochodem wyższym niż premier rządu), kupowaniem torebek Mulberry i blogowaniem.

W tym tygodniu Blondinbella poczuła się wypalona. Uznała, że matma ważniejsza niż występy w norweskiej telewizji, ważniejsza nawet niż pisanie o zakupionych przed momentem kosmetycznych drobiazgach za 2000 sek. Blodinbella nie będzie już pisać bloga, musi dojść do siebie, za dużo treningów, za dużo spazabiegów na twarz i dekolt, za dużo.

Popołudniówki się zagotowały, blodnynka nie będzie pisać. Ja próbuję sobie przypomnieć, czy mając 17 lat wiedziałam, co to jest Mulberry i jeździłam na shoping spree do Londynu ze swoim chłopakiem. Pamiętam kino Polonia w Bydgoszczy, mascarę Maybelline, z chłopakiem spotykałam się pod czujnym okiem ojca, który w długich chwilach ciszy w moim pokoju napuszczał na nas psa. Biedna Blodinbella.

Bo przecież o to chodziło

Chodziło o to, by pisać po polsku, ponieważ to bardzo, bardzo lubię. Ponieważ jeśli nie będę pisała tutaj, to pozostaną mi służbowe mejle i smsy, które (jedne i drugie) jak wiadomo rządzą się swoimi prawami formalności, skrótowości, umowności. Więc jednak nie, nie. Jeśli tylko wolę mam silniejszą niż skłonność do leniuchowania (nawet pisząc to nie siedzę przy stole, tylko półleżę na kanapie pod miękkim kocykiem), to wpisy będą znowu dwujęzyczne. Yes.

***

Because this is what it was supposed to be about. To write in Polish, because I like it very, very much. Because if I don't write here, all I am left with are job mails and sms, which (both of them) are rules by their own laws of formality, convention, shorteness. So no, no. If only my will is stronger than my laziness (and even typing this I am not sitting at any table, but half lying down on my couch, covered with a fluffy blanket), then the posts will be billingual again. Tak.

fredag 10 oktober 2008

If I had a doggy

If I had a doggy, I would like to be able to take it to work. Well, I would like to have a dog to begin with, I miss having an annoying, clingy little brat at home. And I love the idea of taking one to work. Seriously.

Lately I attended a some very important meeting and I when I arrived at the office where the meeting took place, I was welcomed by a doggy. He went outside the office, sniffed my legs and let me in. Cute as hell. And very Swedish, since it seems like almost noone keeps their dogs at home anylonger. Or is it another one of the foolish Stockholm fashions?

onsdag 8 oktober 2008

On Swedish man. Again.

For Polish language readers, there is an excellent article about the Swedish family model in Duzy Format. You can read it here.

My experience does not include kids yet. My experience includes however being completely invisible for the guys on the streets. I absolutely do not expect hordes of heartbroken males taking off their coats so that I don't step in a puddle, only a slightest hint of "I see you" in their eyes. It was like that until...

One Sunday afternoon I walked to meet L outside a grocery store. I wore my old, old jeans jacket and a casual dress. I had no make up and the only cool thing I had with me was my Baboushka shopping bag (really cool!). A 100 per cent Swedish guy passed me by, stopped and said: "I'm so sorry. I hope I don't offend you. But you need to know I think you are very very cute". I fainted!

When I collected myself from the pavement and got to the store, I told the story to L, who applauded "Congratulations, darling".

That is what Swedish guys are like.