måndag 23 juni 2008

Do I bow back?

We landed in Bangkok some hours ago and stepped outside the airport's door. It was like sumberging in a warm, fruit soup. We went back inside and checked in to Koh Samui. Eating popcorn in Bangkok Airways lounge and blogging now, dizzy from the lack of sleep, from the humid air that does not follow the strict laws of air condition.

Question: do I bow back when Thai people bow at me? Anyone?

lördag 21 juni 2008

Doing plenty, doing nothing, getting book pages wet by salty water fingers

What I like about travelling:
- waking up early, getting ready, going out in a sunny, fresh air, breathing in, sure that wonderful things are just about to happen
- waking up late, not knowing about it
- doing plenty during one day
- doing absolutely nothing during the next day
- getting book's pages wet from salty water (reading on the beach!)
- sending my friends and family an airport sms: I'm just about to take off. I just landed safely.
- thinking at least once while being away from home: hey, why don't I change my life, move here and sell ice-creams?

We are off to the East: first Thailand, later Poland. We are leaving Stockholm in its lightest time. Made a decision yesterday that next year we will travel to the North to see the midnight sun and get devoured by mosquitoes.

Hang in there!

torsdag 19 juni 2008

Szaleństwo Midsommar


Jutro Midsommarafton. Mid-sommar: jakby była połowa, a nie początek lata. Szwedzi są dumni ze swoich pogańskich tradycji. Z tego, że Boże Narodzenie nazywa się Jul i jest świętem światła, które ginie w ciemności skandynawskiej nocy i właśnie tego dnia jego cykl się odwraca a ludzie nabierają nadziei na jasność.

Ale nie o tym miało być. W Midsommar słońce nad Półwyspem stoi wysoko. Szwedzi - dumni poganie czczą je - wlewając w siebie morze wódki pod śledzia i młode ziemniaki z koprem. Sztokholm jest nieczynny do niedzielnego odwołania, miasto pustoszeje a ja przypominam sobie, gdy niedoświadczeni i głodni biegaliśmy po mieście z D i L, modląc się pod zamkniętymi drzwiami wszystkich sushibarów w mieście.

Co się zdarzyło w Dolinie Muminków w Midsommar? Wybuch wulkanu spowodował straszną powódź, która wygoniła rodzinę z niebieskiego domu i zmusiła ich do zamieszkania w unoszącym się na wodzie teatrze. Nie dajcie się zniechęcić okropnej japońskiej adaptacji. Tove Jansson była mądrą babą, jej wyobraźnia powołała do życia świat tylko pozornie błogi i bezpieczny. Oprócz wybuchających wulkanów i majaczących nad górami komet postaciom w Dolinie grozi to co nam, z obsesyjnym sprzątaniem, samotnym zbieraniem okazów do zielnika i zmarzniętą pod niektórymi postaciami ziemią. Niewidoczne dziecko, które staje się widzialne dzieki własnej złości, mama Muminka, która poznaje swojego synka przemienionego magią czarnego kapelusza i Wuj Truj, przekonany, że wszyscy świetnie się bawią, jak on idzie spać - są tutaj, we mnie. Nie mogą zasnąć, tęsknią za przyjaciółmi, piszą pamiętniki.


tisdag 17 juni 2008

Produkt niezachodzącego słońca

Letnie owocowe obżeranie się nie ma miejsca w Szwecji. Przez całe lato snuję się po warzywniakach w poszukiwaniu tanich czereśni (na razie 10 sek za 10 deko!), śliwek, arbuzów, których podjadanie aż do bólu brzucha ma dla mnie smak lata.

Rekompensatą są truskawki. Svenska jordgubbar, produkt niezachodzącego w tej chwili na północy Szwecji słońca, które wyzwala w nich słodycz i zapach marzeń o truskawce, i zimnych nocy, które sprawiają, że truskawki są jędrne i zatrzymują cukier w sobie. Kupuje się je w półkilogramowych tekturowych koszykach, na których jest napisane najważniejsze: svenska jordgubbar, szwedzkie ziemne ludki. Serio. Pół kilograma tej słodyczy dziennie wystarcza. Nawet podzielone na dwoje. Są tak dobre, że mam ochotę zjadać je z szypułkami, bez mycia, z piachem spod Umeå w zębach.

onsdag 11 juni 2008

Lato finito i Estoccolmo

Czyli koniec lata na sztokholmskiej wsi. Przyjęty z aplauzem. Nawet M się cieszy, że ma w końcu czym oddychać. Bo noce były nie do wytrzymania. Pod lekką kołdrą, z gorącym Szwedem u boku, wprost pod dachem starej kamienicy, niedowierzając że bliżej nam do koła podbiegunowego niż zwrotnika raka, umierałam.

Ale dziś deszczzzzz! Ha! Pytanie tylko, czy żółta trawa w parku w magiczny sposób stanie się zielona? Bardzo chciałabym.

söndag 1 juni 2008

From Beirut with love

Mikaton, dzielna dziewczynka z wpisu o wyjątkowym tygodniu sprzed kilku dni, pisze bloga. Na mikaton.blogspot.com zapiski o życiu lekko różnym od wygodnickiego bytowania w stolicy snobków, perle północy, jasnym Stockholm town za moim oknem świecącym trzydziestostopniowym czerwcowym upałem.

A ja zamoczyłam dzisiaj w wodzie umalowany paznokieć prawej stopy. Zimno! Zamiast moczyć blade ciała w Malaren, wylegiwaliśmy się na gorących kamieniach, brązowiejąc.

***

Mikaton, the brave girl from a post about an exceptional week from a couple of days ago, is blogging. On mikaton.blogspot.com you will find notes on a life slightly different from comfortable dwelling in the capital city of snobs, the pearl of the North, the bright Stockholm town behind my window, with its thirty degrees June heat right there.

And I put the painted nail of my right foot into the water today. Cold! Instread of dipping our pale bodies in the Malaren lake, we lied on hot stones, getting cookie brown.